Objazd

Kobieta prowadziła umiejętnie i z przyjemnością. Właściwie odpoczywała. Te trzy dni były bardzo pracowite. Seminaria, dyskusje, witanie i żegnanie zagranicznych gości – wszystko w ramach konferencji było organizowane i prowadzone przez nią. Teraz wracała i nie śpieszyła się, celowo wybrała objazd, żeby trochę się odprężyć zanim wróci do domu, gdzie czekali na nią dorastający syn i starzejąca się matka z nadciśnieniem.

Poczuła przyjemne lenistwo, nawet jej mózg się odprężył, wypluwając całe fragmenty jej raportu, najważniejszego wykładu w projekcie. Mogła powtórzyć je słowo w słowo jakby znów stała przed prezentacją, którą prowadziła bez patrzenia, jednym naciśnięciem klawisza: „Grupy ryzyka są szczególnie powściągliwe wobec oficjalnych instytucji i władzy, zgadzają się na współpracę tylko wtedy, gdy mają natychmiastową korzyść materialną” – mówi, a za plecami ukazuje się błotnista ulica z burdelami, sfilmowana przez nią osobiście. Uważała to za szlachetne, że jeszcze nie zrezygnowała z pracy w terenie, tam jest prawda, zwykła pouczać swój zespół młodych współpracowników. 

Ściemniało się. Szosa wiła się między niskimi wzgórzami, u ich podnóża już ciemniało, kiedy słońce zachodziło za szczyty. Nagie zimowe drzewa sterczały najeżone. Kobieta była ostrożna na drodze, śledząc oczyma każdy znak ostrzegający przed dziką zwierzyną lub spadającymi kamieniami. Co mogłaby w sumie zrobić, gdyby spadł kamień, gdyby wyskoczyła sarna? Ale ona uważała, nauczono ją przestrzegać zasad, nawet tych bezsensownych. Było to bardzo ważne, aby zatwierdzać projekty. I odnośnie do nich, jak do znaków drogowych, czasami miała wątpliwości, ale tylko przed samą sobą. Było wiele uwarunkowań, wśród których gubił się sens. Weźmy najważniejszą rzecz, finanse. Nigdy dość – dla bezrobotnych, dla niepełnosprawnych, dla chorych, dla porzuconych dzieci, komu najpierw. Co innego w zarządzaniu projektem, tam jest przydział pieniędzy, na przykład dla asystenta i szofera dyrektora, na koktajle i tak dalej. Na tle studiów nad ubóstwem wydawało jej się to nielogiczne, a nawet cyniczne. Uwielbiała jeździć sama i kiedy zrezygnowała z szofera, zadała sobie wiele trudu, aby zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na rzecz projektu.

Na prostym odcinku wcisnęła pedał gazu i prędkość przyjemnie przykleiła jej plecy do oparcia. Ale chwilę później wpadła w dziurę i musiała szybko zbić prędkość. Gdyby nie te złe drogi... Tyle pieniędzy wydawano na infrastrukturę, na co one szły? Oczywiście, wiedziała na co, tak samo, jak w przypadku ich projektów. Coś żywego wciąż się w niej buntuje – to znaczy, że nie zmieniła się jeszcze w administratora, którego wszyscy nienawidzą, ona też.

Ostatnie przebłyski słońca na wzgórzach zniknęły, ciemność rozprzestrzeniła się niepostrzeżenie, zrobiło się zimno, jak przystało na tą porę roku. Kobieta włączyła długie światła. Cisza, ciemność, jakby była kompletnie sama na całym świecie. Mogła śpiewać, mówić, a nawet krzyczeć… Nie ma nikogo, kto by ją usłyszał. Wydawało się jej to świetne. Natura, coraz bardziej niewidoczna w zapadającej nocy, jest majestatyczna, zapierająca dech w piersiach! Może powinna zająć się ekologicznymi projektami?

Nagle z nieoświetlonej części przy drodze, spod drzew w oddali wyskoczyła niewyraźnie zarysowana sylwetka. Jeszcze zanim mogła zareagować, samochód wpadł na nią. W ostatniej chwili gwałtownie skręciła kierownicą i prawie wstała z siedzenia, naciskając hamulce. Ale skręt był niewystarczający, aby uniknąć uderzenia. Rozległ się głuchy dźwięk, coś miękkiego uderzyło w przednią część karoserii po prawej stronie, która była poza zasięgiem reflektorów. W tamtej chwili pomyślała o tak wielu rzeczach jednocześnie, że gdyby miała je ułożyć i wyjaśnić, zajęłoby jej to godziny. Samochód przejechał kawałek, a w końcu zatrzymał się po uderzeniu pośrodku jezdni. Kobieta spojrzała w lusterko, ale przez zmierzch nie można było nic rozróżnić. Trzydzieści metrów za nią, leżał jakiś stosik – duże zwierzę lub osoba.

Nigdy nie należała do strachliwych, ale rozglądała się ostrożnie, nie śmiała zgasić silnika. To właśnie po to były znaki o dzikich zwierzętach!

Jeśli tamto jest zwierzęciem – prosta sprawa, ale jeśli jest człowiekiem? Bardzo źle! Ale jeśli to jest pułapka? Oglądała takie filmy – podrzucają na drogę kukłę, straszą kierowcę i czekają aż wyjdzie, żeby go okraść i zabić. Wybierają dokładnie takie mało uczęszczane drogi i są mistrzami inscenizacji! Jej wrodzona racjonalność odrzuciła taką możliwość, ale jeśli był to człowiek, to leżał teraz w bezruchu. Zabiła go czy zraniła? W czasie kiedy zastanawia się co zrobić, mogą upłynąć jego ostatnie minuty.

Żołądek jej się ścisnął, przeszły ją dreszcze. Jeszcze przed chwilą prowadziła pewnie, wręcz zarozumiale, a teraz stoi pośrodku drogi zdezorientowana jak ślepiec. Dlaczego zachciało jej się zjechać z szerokiej drogi! Gdyby trzymała się harmonogramu, na pewno byłaby już w domu, co było przewidziane w projekcie. 

Nie wiadomo, ile czasu minęło, ale ani leżący stosik się nie poruszył, ani kobieta nie zdecydowała, co zrobi. Po prostu pojedzie sobie dalej? Ale jeśli na samochodzie został ślad po uderzeniu? Będzie musiała składać wyjaśnienia – to jest służbowy samochód, składa się sprawozdanie. Poczuła gorącą rozpacz rosnącą w piersi, ale zebrała cały swój rozsądek, opanowała się.

Wrzuciła wsteczny i zbliżyła się do leżącego ciała. Wyłączyła silnik i wysiadła, a przed tym, tak jak weszło jej w nawyk, włączyła awaryjne. W aucie nie było czuć, ale na zewnątrz mocno się ochłodziło. Instynktownie stawiała kroki z ostrożnością i wytężała wzrok, aby rozróżnić szczegóły z możliwie największej odległości.

– Czym jesteś? – krzyknęła, aby dodać sobie kurażu, ale wyszło tak strachliwie, że znowu zadrżała.

Stosik drgnął, uniosła się głowa. Człowiek leżał głową w kierunku asfaltu, chyba kobieta. Chwała Bogu, że nie był to ktoś pijany – przeszło jej przez myśl, ale od razu pomyślała, że nie jest to żadne pocieszenie. Zbliżyła się, przyklękła i obróciła ciało. Uderzył ją nieprzyjemny, słodkawy zapach, mieszanina ciała i taniego dezodorantu. Podniosła głowę i długie włosy zaplątały się w jej ręce. To była młoda dziewczyna, prawe dziecko, Cyganka. No chyba nie będzie musiała jej robić sztucznego oddychania! Schyliła się, żeby sprawdzić, czy ma puls i dotknęła jakiejś blaszanej ozdóbki. Była ciepła jak ciało dziewczyny. Obejrzała ją. Nie było widać żadnych zewnętrznych obrażeń ani krwi. Przyłożyła ucho do piersi. W tej całkowitej ciszy wyraźnie słyszała czyste uderzenia cudzego serca. Czuła się nieswojo przez ten dotyk, ale musiała sprawdzić, co się stało z potrąconą. Migające światła awaryjne pozwoliły jej dostrzec rysy twarzy, nawet ładne. Przyjrzała się z bliska, usłyszała dość cichy oddech. Wyglądała jakby spała.

– No obudź się, dziewczyno! Nie zabiłam jej… Na pewno jest w szoku – bełkotliwie do siebie mamrotała. – Nie umieraj, proszę cię, nie umieraj.

Dziewczyna ani drgnęła. Powinna zabrać ją czym prędzej do szpitala. Poczuła się winna, ponieważ się brzydziła, ale nie było wyjścia, spróbowała ją podnieść. Włożyła ręce pod szyję i kolana jakby podnosiła małe dziecko, ale bezwładne ciało było bardzo ciężkie, mogła tylko je popchnąć albo ciągnąć. Świadomość, że musi się spieszyć, walczyć z czasem sprawiała, że wariowała. Nie zwracając uwagi na swój strój, znowu uklęknęła, aby jakoś podnieść poszkodowaną. Na próżno. Chłód asfaltu ją przenikał i kobieta z rozpaczą myślała, jak niewiele mogła zrobić, aby sobie pomóc. A była w końcu ekspertem od pomagania… Jakaś część jej myśli stała jakby nieporuszona wypadkiem, przyglądała jej się z boku i z dezaprobatą oceniała jej bezsilność.

W oddali pojawiło się światło, jechał samochód. Kobieta puściła ciało i wyprostowała się. Oto właśnie jej ratunek, rzuciła się do przodu i zaczęła machać rękami. Samochód zbliżał się powoli, a ona nie miała cierpliwości. Zęby szczękały jej z zimna i napięcia, poczuła, że nogi ma z lodu – kiedy aż tak przemarzła? Jej szal rozwinął się i wiatr rozwiewał go niczym flagę. Chyba jej nie ominie? Był to jakiś domowej roboty pickup, Moskwicz z rozwalonym tyłem, zamienionym na karoserię. Zatrzymał się wzorowo, nawet odbijając na pobocze jakby wykonywał ruch, któremu nie należy przeszkadzać. Wysiadł mężczyzna, człowiek ze wsi, z tych, którzy od rana spędzają czas na dworze, więc i za młodu wyglądają jakby już się zestarzali. Był on żylasty, w roboczym stroju i grubym serdaku. Określiła go jako myśliwego – przez staromodny wąs i wepchnięte do wysokich butów spodnie.

– Bardzo proszę, niech Pan mi pomoże – zdyszana go zawołała.

Nie udzieliła mu się jej panika.

– Co się stało? – zbliżył się, spoglądając raz na samochód, raz na ciało.

– Nie wiem, co się stało. Jakaś dziewczyna wyszła przed mój samochód. Nie mogłam uniknąć uderzenia. Nie mogę jej podnieść, żeby ją włożyć do auta. Muszę ją odwieźć do szpitala – wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.

Mężczyzna zawisł nad ciałem.

– Jest żywa?

– Żywa. Poczułam jej puls i oddech.

– Jest pani lekarzem? – ostrożnie zbliżył się mężczyzna.

– Nie.

– Cyganka – stwierdził – Przepraszam, Romka. W tej okolicy nie ma Cyganów. Ta dziewczyna pracuje na autostradzie. – ponieważ kobieta nie zrozumiała, on doprecyzował – Z tych, co prostytuują się przy drodze. Nie widzi pani jak jest ubrana?

Kobietę zdziwiło to, jak szybko mężczyzna ułożył historię. Skoro tak się zna na rzeczach, zasługuje na zaufanie.

– Pewnie jest w szoku – nieśmiało zasugerowała.

– Kto wie. Oni są wytrzymałym ludem. Będzie z nią dobrze. Gdzie mam ją włożyć?

– Niech pan ją położy na tylnym siedzeniu.

On podniósł ją lekko, z dziewczyną na rękach tym bardziej przypominał łowcę ze zdobyczą.

– Dzwoniła pani po drogówkę?

– Nie, zaczęłam panikować – przyznała – no i tutaj nikt nie jeździ. 

– Nie jeździ. Ale policja musi przyjechać, aby spisać protokół.

– Dam sobie radę ze szkodami i bez protokołu drogówki.

– Nie da sobie Pani rady, dziewczyna może Panią oskarżyć.

– O co?

Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu zaskoczony, że kobieta jak ona jest tak lekkomyślna. 

– Nie zna pani prawa? To jest wypadek, wzywa się organy. Nie wygląda to dobrze. Jeśli nie ma pani protokołu z miejsca wypadku, żeby było jasne, że to się stało po ciemku, mogą Panią oskarżyć o nieumyślne zabójstwo.

– Jakie zabójstwo! – zdenerwowała się kobieta. Wpatrzyła się w twarz mężczyzny jakby próbowała zrozumieć, czy ten żartuje, czy mówi poważnie – Ja nikogo nie zabiłam! Ona rzuciła mi się przed koła, wyskoczyła z pobocza na środek drogi, nie rozglądając się! Nie było wyjścia! No i ona nie jest martwa!

– Jak na panią patrzę, to wydaje się pani inteligentną kobietą… Pewnie ma pani komórkę.

– Mam – zdziwiła się równym i spokojnym tonem mężczyzny i zdenerwowała się na siebie samą, na swoją nieoczekiwaną nieporadność. Przed godziną przysięgłaby, że wie, co robić w każdej sytuacji. Teraz przestępuje z nogi na nogę, obciąga spódnicę na rozerwane na kolanie rajstopy i czeka na pomoc przypadkowego przejezdnego, który w porównaniu z nią był ekspertem. Jednocześnie zaszczepiając w niej poczucie winy. 

– Niech pani zadzwoni na policję.

– Ale zanim przyjadą, dziewczynie skończy się czas.

– Skończy – zgodził się mężczyzna.

– A nie może pan jej odwieźć? – wpadła na pomysł kobieta.

– No niby mogę… – wymijająco odpowiedział nieznajomy – Ale niech Pani zadzwoni. – wydawało się, że mężczyzna nie chciał się bardziej mieszać.

Kiedy rozmawiała przez telefon, zauważyła, że leżąca dziewczyna poruszyła się, nawet się uniosła. Po drugiej stronie przyjęto jej telefon bez chęci i w pełni obojętnie wobec jej strachu.

– Przyjadą? – zapytał mężczyzna.

– Przyjadą. Poprosili, aby Pan został jako świadek.

– Zostanę – w jego głosie słyszalna była jakaś sarkastyczna pewność siebie, którą odebrała jako adresowaną do siebie. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest niedoświadczona, bardziej niedoświadczona nawet od swojego syna, tylko sobie wyobrażała, że w jej życiu wszystko jest jasne.

Mężczyzna zapalił papierosa. Ona od dawna nie paliła, ale teraz szaleńczo zachciało jej się zapalić. Weszła do samochodu, żeby zobaczyć, co z ofiarą. Dziewczyna się trochę wyprostowała i rozglądała się dookoła nieobecnym wzrokiem.

– Jak się czujesz? Coś cię boli?

Na tle tylnej szyby włosy dziewczyny lśniły miedzianym odcieniem henny. Ona zwinęła ramiona jak od chłodu i pokręciła głową.

– Zimno ci? Gdzie cię boli? Rozumiesz co mówię? – zasypała ją pytaniami.

Dziewczyna wymamrotała:

– Nic mi nie jest. Dlaczego stąd nie jedziemy?

– Czekamy na drogówkę.

– Policja? – ze strachem zapytała dziewczyna.

– Policja.

Dziewczyna zerwała się, spuściła nogi z siedzenia i sięgnęła do klamki, aby otworzyć drzwi. Jej ruchy były niepewne, prawdopodobnie nie była w stanie utrzymać równowagi. 

– Muszę sobie iść.

– Nigdzie nie będziesz szła – skarciła ją kobieta – Wystraszyłaś mnie mocno, a teraz chcesz sobie pójść. Zawiozę cię do szpitala. Gdzie biegasz po nocy, zamiast siedzieć w domu?

Dziewczyna popatrzyła na nią chłodno, bez zrozumienia i przemilczała pytanie.

– Jest ci zimno?

– Jest mi zimno.

Kobieta odwróciła się, uruchomiła silnik i włączyła ogrzewanie. 

– Siedź tu i się nie ruszaj. Zaraz się ogrzejesz.

Ona zdusiła w sobie rozdrażnienie. Dobrze, że nikt nie widział jej wcześniejszego haniebnego przerażenia. Potarła dłonią kolano przez rozerwane rajstopy. Boże, mało trzeba człowiekowi, żeby się poddał.

– Ile masz lat?

– Czternaście.

– Tylko czternaście? – zdziwiła się kobieta. Dziewczyna wyglądała na jakieś osiemnaście. – Powinnaś chodzić do szkoły. – wyczuła upominający ton w swoim głosie i dodała – Nie chcesz chodzić do szkoły?

– Nie wiem. Nigdy nie byłam.

– Ja mogę ci pomóc. – pomyślała, że mogłaby ją włączyć w jeden z programów socjalizacji mniejszości. Nawet się podekscytowała, że zrobi coś konkretnego dla konkretnego człowieka.

– Kim ty jesteś?

– Nie ma znaczenia

Zamilkły. Później dziewczyna się odezwała:

– Masz dzieci?

Kobietę zdziwiło to pytanie, ale uśmiechnęła się wobec jej prostolinijności.

– Jeśli nie masz, to dlaczego nie weźmiesz mnie?

– To nie takie proste.

– Proste! Zrobisz to? – ożywiła się dziewczyna.

– Mogę zrobić coś innego – odpowiedziała bardziej sobie niż dziewczyny. Najpierw ta historia musi się skończyć, aby wreszcie wróciła do domu. Wtedy… Ma kontakt z dobrymi domami, gdzie uczą podopiecznych konkretnego zawodu, może uratować potrąconą. Tyle tylko, że będzie musiała znowu tu wrócić – Chcesz się stąd wyrwać?

– Chcę mieć takie ciuchy, jak twoje – wyrzuciła z siebie dziewczyna.

Nie była świadoma swojej naiwności. Kobieta uczyła się o tym syndromie, gdy odrzucony chce czyjegoś życia i ot tak, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nawet staje się pewny, że na to zasługuje. Absurdalnie i niespodziewanie w jej głowie pojawiły się pytania z dziesiątek ankiet, próbowała je wyrzucić, ale one wracały jak wyuczone na pamięć wiersze. Nie zdobyła zaufania tej dziewczyny, wyłamywałą się schematom. 

– Gdzie są twoi rodzice? Trzeba im powiedzieć, że wszystko z tobą dobrze, żeby się nie martwili.

– Oni nie będą się martwić.

Kobieta zrozumiała, że nie dostanie odpowiedzi.

– Jak masz na imię?

– Rita – chłodno odpowiedziała dziewczyna i opatuliła się ubraniem, opadła na tylne siedzenie tak, aby kobieta nie widziała jej w lusterku.

Znajomo: lodowa bariera, koniec obcowania. Ta dziewczyna była problematyczna zarówno gdy była nieprzytomna, jak i kiedy się ocknęła. Bóg wie, przez co przeszła. Może chciała popełnić samobójstwo? Oczywiście, że nie, samobójstwo nie jest czymś typowym wsród takich ludzi.

– Nie chcę, żeby psy mnie wypytywały – powiedziała Rita.

Jednak zasłużyła na odrobinę zaufania.

– Dlaczego? – od razu zapytała kobieta.

– Proszę cię, jedźmy stąd. – jej głos był płaczliwy, ale nie było pewne, ile w tym prawdy, a ile udawania.

– Przecież nie będziemy tu nocować. Jak przyjadą i zrobią swoje, zawiozę cię do szpitala, żeby cię obejrzeli. 

Rita nie odpowiedziała, pogrążyła się w milczeniu. Kobieta znów potarła rozerwane przez asfalt kolano. Spojrzała w stronę mężczyzny z pickupem. Wrócił do ciasnej kabinki i w ciemności błyskała tylko iskra w jego papierosie. Zachciało jej się palić. Wysiadła i poszła w stronę zaparkowanego na poboczu Moskwicza. Mężczyzna opuścił szybę, kiedy zobaczył, że się zbliża.

– Poczęstowałby mnie pan papierosem? – z widocznym skrępowaniem poprosiła.

– Moje są bardzo mocne, nie wiem, czy pani posmakują.

– To nic. Ja nie palę od roku, ale teraz…

– Niech pani sobie zapali, niech się pani nie martwi – nie było jasne, w jakiej sprawie ją uspokajał: na temat palenia czy wypadku. – Zaproponowałbym, żeby pani wsiadła do mojego samochodu, ale nie jest tak świetny, jak pani.

– Oj proszę, oczywiście, że jest świetny – jej słowa zabrzmiały swobodnie, zupełnie jej nie obchodziło, kto jakim samochodem jeździ i jakie papierosy pali. Przynajmniej nie w tym momencie. – Przecież spełnia swoją funkcję. 

– O, i to doskonale! – ożywił się nieznajomy.

Ona obeszła samochód i usiadła na miejscu pasażera. W nogach poczuła jakieś rzeczy – narzędzia i pudełka. W środku było zimno, pachniało tytoniem, przypominało to mobilny warsztat. Mężczyzna podał jej papierosa i ogień. Ostry dym prawie ją zadławił, więc nie poczuła oczekiwanej ulgi. Zimno, napięcie, czekanie wyostrzyły jej nerwy. Do tego doszło poczucie, że jest dłużniczką tego nieznajomego, ponieważ wmieszała go w swój wypadek.

– Żeby tylko przyjechali ci z drogówki i żeby się to wszystko skończyło… – westchnęła.

– Przyjadą.

– I pana zatrzymuję.

– To nic, ja się nie spieszę.

– Ona się ocknęła.

– Oczywiście, że się ocknękła. Oni wytrzymają wszystko.

– Ich życie nie jest łatwe.

– A dla kogo jest łatwe – sceptycznie podsumował mężczyzna.

Milczeli, paląc.

– Pani gdzie jechała sama?

– Wracam z konferencji.

– Kto robi konferencje w takiej dziurze?

Nie chciało jej się odpowiadać. Dlatego nie lubiła przypadkowo poznawać ludzi – musisz wszystko wyjaśniać – kim jesteś, skąd jesteś, czym się zajmujesz, co myślisz o ostatnich podwyżkach cen prądu czy o ostatniej wtopie ministra.

– Dlaczego dziurze? Ale jaka piękna przyroda jest tutaj!

– Przyroda? No tak, przyroda… – nie dokończył.

 Zostawiła jego uwagi bez odpowiedzi, jej też nie chciało się rozmawiać. Dopaliła papierosa ze wstrętem. Wtedy zza zakrętu od strony autostrady pojawił się samochód z niebieskimi światłami.

– To oni – pospieszyła, aby wysiąść. Jej auto było widoczne dzięki awaryjnym, nie było szans, że je ominą.

Patrol zwolnił i zatrzymał się kawałek od nich. Kiedy drzwi się otworzyły, słyszała działające radio. Było ich dwóch, wysiedli bez pośpiechu, wylegitymowali się i choć spod czapek nie dało się rozróżnić wyrazów ich twarzy, kobieta była gotowa się założyć, że nie było tam nic poza znudzeniem.

Jeden, zapewne starszy stopniem, zwrócił się do niej:

– Pani spowodowała wypadek?

– Ja – gestem wskazała im samochód i podążyła w jego kierunku.

– Zaraz, gdzie Pani idzie – zatrzymał ją – Jak to się stało?

Próbowała opisać incydent możliwie zwięźle. Starszy stopniem kiwał głową i z daleka oglądał samochód. Poprosił, aby mu pokazała miejsce, w którym to się stało. Cofnęli się, oświetlił drogę latarką, szukał wszelkich śladów. Robił wszystko wolno i ze skupieniem, a jej było zimno, mimo że otuliła się szalem.

– Gdzie jest dziewczyna?

– W samochodzie. Chwała Bogu, ocknęła się.

– Co się stało?

– Dziewczynce czy autu?

– Dziewczynie.

– Nie wiem, czekam na was i na protokół, a po tym od razu zawiozę ją do szpitala.

– Ustaliła Pani jej tożsamość?

– Nie. Ona jest z mniejszości.

– No to zobaczmy…

Podeszli bliżej samochodu. Dopiero teraz kobieta zauważyła, że tylne drzwi od strony pobocza były otwarte. To ją zastanowiło, ale kiedy zajrzała do środka, od razu zrozumiała – dziewczyna uciekła, kiedy ona paliła w pickupie.

– Nie ma jej! – jęknęła z rozpaczą.

Mężczyzna z Moskwicza też podszedł bliżej.

– Uciekła – powiedział niepytany – Wiadomo. Szemrana dziewczyna. Ona była z tych z autostrady.

Policjanci popatrzyli na nich pytająco, nie pokazali po sobie, czy wierzą.

– Skąd pan wie?

– To się wie, już na pierwszy rzut oka widać – odpowiedział.

– Zadzwoń do centrali – starszy stopniem polecił koledze – Nie poszła daleko, niech wyślą ludzi, żeby ją namierzyli. – Później zwrócił się do kobiety – Niech pani da swoje dokumenty i przygotuje się do dmuchania. 

Kobieta zrobiła, co jej kazano. Pomyślała, że popełniła błąd, nie zamykając samochodu, wtedy dziewczyna by nie uciekła. Wsiadła do środka po dokumenty, ale nie było jej torebki. Miejsce obok dźwigni zmiany biegów, gdzie leżała, było puste. 

– Nie ma moich dokumentów – oznajmiła policjantowi, który czekał.

– Prowadzi pani bez dokumentów?

– Nie ma mojej torebki – wyjaśniła.

– Niech pani dobrze sprawdzi – zachęcił policjant.

Przekopała schowek, sprawdziła w drzwiach, pod siedzeniami – nie było jej. Strasznie się wkurzyła. Jakaś dziewucha się z nią bawi! A ona kombinowała, jak jej pomóc!

– No mówiłem – wtrącił się nieznajomy właściciel pickupa.

– Jasne – podsumował też policjant.

Kobieta nie zrozumiała, co jest jasne, chciała, żeby już skończyli. Sprawdzili ją alkomatem, poczekali na potwierdzenie radiowe na temat jej auta i kiedy nie ustalili nic podejrzanego, zaczęli się spieszyć. Spisali protokół, potwierdzili i kradzież, nakłonili mężczyznę, żeby się podpisał i gdy oznajmili, że jest wolna, zaczęli się zbierać do drogi.

Już mieli włączony silnik, kiedy ona ich zatrzymała:

– Panie policjancie, bardzo proszę, interesuje mnie los tej dziewczyny. 

– Dlaczego?

– Ciekawość zawodowa.

– Pani jest z którejś organizacji na rzecz Romów?

– Nie jestem. Jestem z innej organizacji. Proszę, kiedy ją znajdziecie, dajcie mi znać. – Było jej nieswojo z tym, że go prosi. 

– Nie zajmuję się takimi sprawami.

Zachowywał się jak ważniak, ale ona to przełknęła.

– W takim razie niech pan pozwoli, że ja zadzwonię. Zadzwonię jutro, teraz nie będę panu przeszkadzać.

– Najlepiej, żeby w ogóle pani nie przeszkadzała – był to przejaw jego ostrego poczucia humoru.

– Niech pan mi poda swój numer telefon, proszę. 

Policjant wahał się przez chwilę, ale przemyślał sprawę i napisał na kartce z notesu swój numer i nazwisko.

– Bardzo jest pani zatroskana.

Radiowóz wyruszył, za nim pojechał też mężczyzna w pickupie, a za nimi i kobieta. Była przemarznięta, w ustach czuła gorzki smak papierosów, a w duszy miała mgliste, mętne uczucie. Noc postępowała. Gdzieś w lesie koło drogi schowała się jej złodziejka. Do rana ją złapią. I dobrze jej tak, zasłużyła na to! Złość na dziewczynę trzymała ją w napięciu i to jeszcze bardziej ją rozdrażniło. Miała tyle rzeczy, o które powinna się martwić, na przykład o swoją matkę, o swojego syna, a jej w głowie tylko ta mała Cyganka.

Powoli robiło jej się cieplej, zrelaksowała się, zapanowała nad sobą. Przemyślała całe wydarzenie, przeanalizowała je czysto profesjonalnie. Dotknęła kartki z telefonem policjanta i zdała sobie sprawę z absurdalności chęci pomocy Ricie. Czy to naprawdę było możliwe? Policjant na przykład nie wierzył. Bardzo jest pani zatroskana, powiedział, a ona dopiero teraz zrozumiała jego ironię. Miał rację. To był sentymentalizm społeczny, może warto byłoby zająć się nim w jej badaniach. Ale w najbliższej przyszłości raczej nie będzie miała na to czasu.

Spojrzeniem objęła drogę oświetloną reflektorami samochodu, położyła rękę na dźwigni zmiany biegów, gotowa przyspieszyć na pierwszym prostym odcinku i to sprawiło, że na nowo stała się sobą. Czekali na nią w domu. 

Korekta: Angelika Niewiadomska


Wesela Ljachowa – ur. w 1961 r. w Pazardżiku, jest współczesną bułgarską pisarką. Ukończyła filologię bułgarską na Uniwersytecie Sofijskim im. św. Klemensa z Ochrydy, mieszka i tworzy w Sofii. Jest autorem powieści, noweli oraz opowiadań. Jej pierwsza powieść „Бежанци” („Uchodźcy”) z 2013 r. reprezentowała Bułgarię na Międzynarodowych Targach Książki podczas Europejskiego Festiwalu Pierwszej Powieści w Budapeszcie w 2014 r. Wesela Ljachowa jest laureatem kilku nagród literackich.

Objazd to już trzecie opowiadanie ze zbioru Квартал „Зона обиколна“, którego tłumaczenie pojawia się na łamach czasopisma Smokiniata.


Katarzyna Martyniak

Studentka studiów magisterskich na Uniwersytecie Warszawskim. W zakres jej zainteresowań wchodzą bułgarska kinematografia, folklor i street art. Swoją pracę licencjacką poświęciła obrazowi kobiety poza prawem w bułgarskim filmie współczesnym. Obecnie w ramach pracy magisterskiej bada motyw wampira w bułgarskiej kulturze.

Previous
Previous

Znaczenie architektury wodnej w kulturze i historii Bułgarów

Next
Next

Orechowo