Rimtimtagidim oczekiwaniami, rzeczywistość Eurowizją – czyli wspólna terapia po upadku chorwackiej szarży
Komentarz osobisty (nieobiektywny) do 68. Konkursu Piosenki Eurowizji
Niedawno zakończyła się 68. edycja Konkursu Piosenki Eurowizji (dalej: Eurowizja), odbywająca się w szwedzkim Malmö. Szklany mikrofon, czyli trofeum dla zwycięzcy, powędrował do Szwajcarów tuż po tym, jak zdobyli łącznie 591 punktów od jury oraz telewidzów z całej Europy (i świata). W środowisku miłośników Eurowizji panuje przekonanie, że jest to szczęśliwe zakończenie wyjątkowo przykrej edycji tego święta europejskiej muzyki – Maciej Mazański z redakcji „Dobry Wieczór Europo”, jeden z czołowych dziennikarzy zajmujących się tematem Eurowizji uznał ten wynik wręcz za ratunek dla tegorocznej edycji [1]. Wynika to z tego, że w 2024 roku zachowywana co roku, spokojna atmosfera konkursu została zakłócona przez skandale i afery, które zatruwały eurowizyjną biosferę praktycznie do momentu ogłoszenia zwycięzcy [2]. Na te przykrości nie potrafił odpowiednio zareagować organizator, czyli Europejska Unia Nadawców, który – zamiast zapobiec rozprzestrzenieniu się ognia – dolewał do niego oliwy, między innymi przyzwalając środowiskom izraelskim na żałosne, obrzydliwe i bezczelne zachowanie wobec innych uczestników konkursu, a także dyskwalifikując bez podania wyraźnej przyczyny reprezentanta Holandii, Joosta Kleina, co krytykowały pozostałe delegacje uczestniczące w konkursie.
Tegorocznym zwycięzcą jest Nemo z utworem The Code. To przyzwoita, profesjonalna kompozycja popowo-drum’n’bassowa z elementami rapu, tekstowo ambitnie opowiadająca historię odnalezienia tożsamości przez artystę, który określa się jako osoba niebinarna. Nemo przygotował bardzo dobry występ, idealnie pasujący do eurowizyjnego klimatu, wykonując go w sposób charyzmatyczny i z ogromną pewnością siebie. Na pochwałę zasługują możliwości wokalne artysty, który podczas swojego performance’u korzystał z (wymagającego dobrej kondycji i równowagi) rekwizytu. I o ile w gronach przychylnych Eurowizji usłyszymy w większości pozytywne komentarze, o tyle w środowiskom konserwatywnym lub mniej przychylnym konkursowi ten występ zapewne nie przypadł do gustu – głównie ze względu na ubiór sceniczny Nemo, który założył strój na pierwszy rzut oka wyglądający na damski. Fani Eurowizji ponownie muszą się tłumaczyć, dlaczego tak bardzo kochają ten konkurs, mimo że jest on do szpiku kości upolityczniony, a na dodatek wygrywają go „faceci w spódniczkach”. Po zaledwie paru kliknięciach znalazłem w Internecie masę szyderczych komentarzy – powtarza się, choć w znacznie mniejszym stopniu, scenariusz z 2014 roku, kiedy rywalizację eurowizyjną zwyciężył pochodzący z Austrii Thomas Neuwirth, szerzej znany opinii publicznej jako Conchita Wurst, określana mianem „kobiety z brodą”.
Szwajcaria w tym roku była jednym z krajów znajdujących się na liście faworytów. Bukmacherzy dawali jej 15% szans na zwycięstwo [3]. W zestawieniach fanowskich mogliśmy zobaczyć triumfującego Nemo wielokrotnie. Jednak nie zmienia to faktu, że od samego początku najwyraźniejszym kandydatem do zwycięstwa był Marko Purišić, szerzej znany jako Baby Lasagna, który reprezentował w tym roku Chorwację. Przewidywano aż 52% szans na jego zwycięstwo [4]. Brzmi to nierealnie, a jednak przegrał! Przegrał z delegacją, która nie zajęła nawet miejsca tuż za podium rankingu telewidzów, co zdarzyło się po raz pierwszy od ostatniej zmiany formatu konkursu [5]. Dlatego jest to bolesny cios dla zwolenników tegorocznej chorwackiej reprezentacji, w tym także dla mnie. Przyznaję, że Chorwat był również moim osobistym faworytem i wyjątkowo ubolewałem nad tym, że nie zaprowadził Eurowizji na następny rok do swojego kraju. Dlatego nie będzie to tekst obiektywny, ale spróbuję jak najbardziej rzetelnie podejść do sprawy ostatecznych werdyktów. Zresztą, czym jest obiektywizm w stosunku do gustu muzycznego Europejczyków i konkursu, w którym wiele zależy od trendu, powiewu wiatru?
Chorwat otrzymał od telewidzów ponad 320 punktów. Jury również mu ich nie poskąpiło i przyznało ponad 200. Szwajcar natomiast otrzymał niewiele ponad 200 od telewidzów, ale aż 365 od jury. Panel ekspertów wręczył Szwajcarii drugą najwyższą ilość punktów od momentu ostatniej zmiany systemu głosowania [6], co utorowało Nemo drogę do zwycięstwa. Możemy niejako mówić o powtórce z roku ubiegłego. Wówczas również jurorzy zdominowali głosowanie poprzez wytworzenie olbrzymiej różnicy punktowej między pierwszym (Szwecja 2023 / Szwajcaria 2024) a drugim miejscem w swoim rankingu. Tym samym ograniczyli możliwość podgonienia faworyta jury przez zwycięzcę televotingu (Finlandia 2023 / Chorwacja 2024), przy uwzględnieniu, że zwycięzca w panelu ekspertów był w miarę wysoko również w rankingu widzów. Ponad 320 punktów od telewidzów nie pomogło zatem ani tegorocznej Chorwacji, ani zeszłorocznej Finlandii. Baby Lasagna stał się „drugim Kääriją”.
Chorwacja tym samym nie dołącza do listy krajów, które zwyciężyły konkurs. Zamiast spotkać się w przyszłym roku w Zagrzebiu, zawitamy najprawdopodobniej do Berna lub Zurychu – z uwagi na to, że znajdują się tam hale widowiskowe na ponad 10 tysięcy widzów, co prawie zawsze jest regułą przy wyborze miasta-organizatora (choć nie koniecznością). Nemo, a właściwie Nemo Mettler, dołącza do Lys Assii i Celine Dion, czyli grona artystów, którzy zwyciężyli konkurs w barwach Szwajcarii i już tylko od samego Nemo zależy, jak spożytkuje ten kapitał – czy zapisze się w historii konkursu jak Lys, która pozostała w eurowizyjnej bańce, czy zrobi gigantyczną karierę na skalę międzynarodową, jak właśnie Celine, której dorobku artystycznego nawet w dowcipach nie wypada podważać.
Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, ale wraz z porażką Chorwacji przeszła nam koło nosów możliwość zjednoczenia eurowizyjnej wschodniej flanki Europy i już tłumaczę, o co mi chodzi. Raz – straciliśmy możliwość zobaczenia dorosłej Eurowizji w stylu bałkańskim (choć można się spierać odnośnie do tego, czy Zagrzeb jest bałkański), co zdarzyłoby się po raz pierwszy od 2008 roku, kiedy konkurs organizowała w swojej stolicy Serbia. Ten sukces pozwoliłby uwierzyć mniejszym krajom, takim jak np. Bośnia i Hercegowina czy Czarnogóra, że może jednak warto brać w tym przedsięwzięciu udział, nie zważając na koszty, bo wygląda na to, że każdy może to wygrać, a przypominam – Chorwacja nie jest w konkursie pionierem, od jej złotej ery minęło już ponad 20 lat. Poza tym telewizje publiczne po wschodniej stronie Europy zdają się zapominać, że Eurowizja, cokolwiek by się o niej nie mówiło, wciąż jest wydarzeniem, które wywołuje boom turystyczny [7]. Czy np. Mołdawia, chwilowo niemająca szans na organizację dużych wydarzeń sportowych, pogardziłaby organizacją w Kiszyniowie święta, które ściąga do kraju tysiące turystów? Już nie mówiąc o Polsce, która lekceważy ten konkurs, ale gdy wystawia kogoś pokroju Krystiana Ochmana, nagle wszyscy stają się dumni z występu, na co wskazują m.in. rozgrzewające się do czerwoności słupki oglądalności [8].
Dwa – zobaczylibyśmy nowoczesną Eurowizję w niepodległej Chorwacji. Wprawdzie Zagrzeb organizował już konkurs, co miało miejsce w roku 1990, ale była to edycja administrowana w warunkach jugosłowiańskich, a przecież dosłownie paręnaście miesięcy później Jugosławia się rozpadła. Eurowizja 2025 w Zagrzebiu byłaby nowym rozdaniem, niejako dodatkowym potwierdzeniem, że pełnoprawnie przynależy do wspólnoty europejskiej. Sukces Baby Lasagny przyczyniłby się do odświeżenia nastrojów względem Eurowizji, a zamiast tego mamy kolejne zwycięstwo „zgniłego Zachodu”, nie wygrał nasz braciak, który też przechodził przez komunizm. Będziemy mieli kolejną Eurowizję w zachodniej strefie wpływów i nie ma co oczekiwać egzotyki. Czy to dobrze, czy źle nie mnie oceniać, ale szczerze wolałbym, aby to Chorwaci zorganizowali następną edycję, nie tylko przez fakt, że bardzo lubiłem propozycję chorwacką. Nie będę ukrywał – mnie jako Polaka cieszy gdy zwyciężają ci, którzy jeszcze nie posmakowali triumfu (nie licząc Jugosławii). Zwycięstwo Zachodu jest po prostu nudne z wschodnioeuropejskiej perspektywy. Nie zmienia to faktu, że Nemo Mettler był jednym z faworytów i kropka.
Mimo to podważę pozycję zwycięzcy. Szokuje mnie tak wysoka gratyfikacja jury w stosunku do Szwajcara. Nie spodziewałem się, że eksperci wręczą w tym roku komukolwiek więcej niż 300 punktów, tymczasem wynik Nemo u jury osiągnął pułap bliski 400 punktów. Dla mnie jest to sensacja, albowiem uznaję (mimo wszystko) występ Szwajcara za, ujmę to niegrzecznie, „wymyślny”, ciężkostrawny. Widać to zwłaszcza w zestawieniu z Baby Lasagną, który w trzy minuty zrobił w Malmö Arena zlot swoich miłośników (spójrzcie tylko na reakcje publiczności podczas występu w finale…), a zawsze klasyczną Francją, przemawiającą do serc zranionych romantyków. Nie wiem, co się stało, że większość paneli jurorskich nagle pomyślało, że wręczą najwyższą notę artyście, którego przykrywają inni reprezentanci. Jasne, widzowie docenili Nemo na tyle odpowiednio, że ostatecznie wygrał, ale przykro mi, mimo że był faworytem, nie był to najlepszy występ tamtego wieczoru. Chorwaci zrobili w arenie swój koncert, o którym będziemy pamiętali latami. Francuz ujął wszystkich swoim wołaniem o miłość. Ukrainki, mimo graniem na emocjach akordami wojny (flary w wizualizacjach symbolizowały atak moździerzowy, bardzo „niesportowe” zagranie…), potrafiły zrobić teatr. Z czego zaś zapamiętamy Szwajcara? Z tego, że ślizgał się po talerzu?
Co zawiodło w przypadku Chorwata? Nic. Marko nie mógł zrobić nic więcej niż tylko patrzeć na to, jak jurorzy niszczą marzenia jego i wszystkich Chorwatów, a spełniają te Szwajcara. Chorwacja zaprezentowała pełen pakiet – folk, rock w połączeniu z panującą obecnie modą na techno, odrobinę punku, puścili fajerwerki, grę świateł… Jak w miłości – możesz i górę przenieść, a to nie wystarczy. Tym bardziej jest mi szkoda Chorwata, który przecież został powitany przez tysieczny tłum rodaków, którzy zebrali się na placu Josipa Jelačicia w Zagrzebiu i doprowadzili go do łez [9]. Przywitano go tam jak bohaterską reprezentację Chorwacji w piłce nożnej zaledwie kilkanaście miesięcy wcześniej (prawie, wszak Eurowizja to nie piłka nożna, mimo wszystko…). A podobno Eurowizja nikogo nie obchodzi…
Wygrała rzeczywistość, a przegrały oczekiwania. Nie rozumiem, dlaczego jury aż tak mocno upodobało sobie Szwajcara. Taka sytuacja powinna wznowić dyskusje o tym, czy trwający obecnie system głosowania nadal jest zasadny, ponieważ panel przemysłu muzycznego [10] jest w stanie zniszczyć siłę milionów widzów, którzy wydają na eurowizyjne głosy ciężko zarobione pieniądze. No, ale przecież nic się nie stało, na szczęście nie wygrał kontrowersyjny Izrael, cieszmy się z tego, co mamy – powiedzą mądrzy fani Eurowizji. Cóż, mnie, jako wieloletniego miłośnika tego konkursu, ten rezultat wcale nie zadowala. Czy przypadkiem ten konkurs nie miał pierwotnie na celu łączyć ludzi, nie ich dzielić? Tak, nie wszyscy byliby zadowoleni ze zwycięstwa Chorwacji czy Francji, jak najbardziej to rozumiem. Ale czy aby na pewno ostrze do fondue było tutaj ostrzejsze od chorwackiego miecza czy francuskiej szabli? Mam wątpliwości…
Za rok widzimy się w Szwajcarii. Jaki będzie to konkurs, nie wie nikt. Miejmy jednak nadzieję, że będzie to konkurs pozbawiony skandali i nieprzyjemności, z jakimi mieliśmy do czynienia w 2024 roku. Europejska Unia Nadawców ma wiele kwestii do przemyślenia, mam nadzieję, że szczególnie w kwestii doboru kandydatów na zastępstwo Martina Österdahla, który po prostu zawiódł i naraził ten piękny konkurs na ośmieszenie. Tak samo mam nadzieję, że posłuchają przy tym słów nowego zwycięzcy, Nemo Mettlera – po niefortunnym stłuczeniu swojej statuetki wygłosił urocze, ale bardzo trafne słowa:
„I broke the code and I broke the trophy. Maybe the trophy can be fixed.
Maybe Eurovision needs a little bit of fixing too” [11].
dla Smokiniaty
Rafał Mrowiński
sfrustrowany miłośnik Konkursu Piosenki Eurowizji
korekta: Angelika Niewiadomska
Przypisy:
[1] M. Mazański (Dobry Wieczór Europo), SZWAJCARIA WYGRYWA! Komentarz na gorąco po finale Eurowizji 2024, fragment w 2:33, https://www.youtube.com/watch?v=8XHMUBgLk6g [dostęp: 2024-05-27].
[2] K. Polewski (Eurowizja.org), Eurowizja 2024: oburzone delegacje i krytyka Komisji Europejskiej po finale, https://eurowizja.org/eurowizja-2024-podsumowanie-kontrowersji-flagi-izrael-holandia/ [dostęp: 2024-05-27].
[3] Eurovisionworld.com, Who will win the Eurovision Song Contest 2024?, https://eurovisionworld.com/odds/eurovision [dostęp: 2024-05-27].
[4] Ibidem.
[5] Ta zmiana miała miejsce w 2008 roku – od tej edycji wprowadzono do rywalizacji dwa półfinały.
[6] Zmiany, która miała miejsce w 2016 roku. Odtąd lepszy wynik od jury otrzymał jedynie Salvador Sobral z Portugalii w 2017 roku.
[7] Eurovision.tv, Fans from over 80 countries are coming to Malmoe for Eurovision 2024!, https://eurovision.tv/story/fans-80-countries-eurovision-2024 [dostęp: 2024-05-27].
[8] Centrum Informacji TVP, Finał Eurowizji 2022 z rekordową widownią, https://centruminformacji.tvp.pl/60206960/final-eurowizji-2022-z-rekordowa-widownia [dostęp: 2024-05-27].
[9] Hrvatska Radiotelevizija (HRT), Baby Lasagna kroz suze: Dali smo sve od sebe. Trg skandirao: Mi te volimo!, https://vijesti.hrt.hr/hrvatska/grad-zagreb-organizira-docek-baby-lasagne-11533926 [dostęp: 2023-05-27].
[10] Panel, który nierzadko potrafił w przeszłości pomylić punktację i wręczyć ostatniemu miejscu pierwsze...
[11] Złamałem kod, złamałem i trofeum. Może będzie się dało je naprawić. Może i Eurowizję będzie się dało troszkę naprawić. - tłum. własne.
Rafał Mrowiński
Absolwent studiów slawistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się językami obcymi, muzyką elektroniczną i wydarzeniami masowymi. Wieloletni miłośnik Konkursu Piosenki Eurowizji, piłki nożnej i futbolu amerykańskiego.