OBRĄCZKA

Nigdy nie nadawałem znaczenia rzeczom materialnym. 

I one nigdy za mną nie przepadały, bo gubię je z łatwością. 

Jeśli w porę nauczysz się nie żałować zgubionego przedmiotu, będzie łatwiej, kiedy dostrzeżesz, że stopniowo, kawałek po kawałku, zatracasz się w tej monotonnej drodze do nicości, zwanej przez naiwnych ludzi życiem i strzeżonym jak rzecz, którą należy zachować na zawsze.

Ale gdy zgubiłem tę jedną rzecz, zawsze czułem żal i wyrzuty sumienia.

Obrączka rodowa.

Zgubiłem ją we mgle moich studenckich lat, kiedy co roku we wrześniu i czerwcu przemierzałem Europę z południa na północ i z powrotem. Wagony były okadzone dymem papierosowym, brudne od jedzenia na kolanach, a my tłoczyliśmy się w przedziale, byliśmy podobni do włóczęgów w mobilnym przytułku.

W toaletach brakowało wody już na początku podróży, więc wycieraliśmy zatłuszczone od prowiantu ręce w porzucone lokalne gazety, które wylatywały przez okno jak zmięte karty do głosowania na lepszy i czystszy świat.

I to właśnie te tłuste dłonie sprawiły, że pożegnałam się z rodową obrączką. To, jak zsunęła mi się z palca serdecznego jest nieodgadnioną grą losu, ale moje wrodzone roztargnienie zamiast obrączki pozostawiło w mojej pamięci tylko brzęk, z którym wtoczyła się pod siedzenie. Zbliżaliśmy się do bułgarskiej granicy i zmęczenie trzydniową podróżą stępiło wszelką ciekawość dziwnymi dźwiękami.

A strata była naprawdę bolesna. Zauważyłem, że jej nie mam już na stacji Dragoman i gorączkowo przeczołgałem się po podłodze i pod siedzeniami, co rozwścieczyło czujnych celników. Wyjaśnienia o zaginionej obrączce nie zadziałały. Przetrzepali mój bagaż, aby upewnić się, że nie mam w nim nie tylko obrączki, ale i innych wartościowych rzeczy. 

Obrączkę dostałem od cioci. Wtedy była najstarsza spośród żyjących. Była niesamowicie skąpa. Gdy tylko uroczyście wręczyła mi ją jako ostatniemu mężczyźnie w rodzinie, dodała, że ​​był to również jej prezent na mój ślub i na inny mam już nie czekać. Po czym szczodrze dodała do prezentu historię o obrączce, którą doskonale znałem, ale musiałem wysłuchać jej posłusznie. Złoto pochodziło z rodowej złotej monety. Mój pradziadek ukradł ją mojemu prapradziadkowi, przetopił i zrobił z niej obrączki ślubne dla siebie i swojej wybranki. Wyruszył do jej domu z najczystszymi zamiarami, ale po drodze spotkał inną dziewczynę, która nagle wydała mu się bardziej odpowiednia i jeszcze z bardziej szczerym sercem zaproponował właśnie jej tę obrączkę. Poczerwieniała i była tak podekscytowana, że ​​nawet jej nie przymierzyła. Zdała sobie sprawę, że na nią nie pasuje, kiedy przyjęła już rolę mojej prababci. Nabluzgała z powodu tej zniewagi, co kobiety w naszej rodzinie robią nawet z radości, i rzuciła obrączką. Mogłaby się od razu domyślić, że była przeznaczona dla innej, ale oczywiście mój pradziadek był winny wszystkiemu. Nie odzywała się do niego przez długi czas. Za młodu obliczyłem, że milczenie trwało trzy miesiące, ponieważ dwanaście miesięcy po ślubie urodził się mój dziadek. Dopiero w późniejszych latach olśniło mnie, że mogła milczeć nawet dłużej, ponieważ to nie zawsze przeszkadza rozmnażaniu rodziny.

Przeszli przez życie bez ślubnych obrączek. Mój pradziadek, który nigdy nie pozwalał, aby coś się zmarnowało, przetopił złoto ponownie i zrobił z niego szeroką męską obrączkę z inicjałami mojego dziadka. Mój dziadek miał wtedy zaledwie kilka miesięcy, lecz kiedy jego palec nabrał tężyzny, włożył ją i nie zdejmował jej do końca życia. Pozostawił po sobie historię, że do ślubu wystarczy jedna męska obrączka.

Pamiętam ją na ręce mojego wujka. Żenił się kilkanaście razy, a w międzyczasie nosił obrączkę na drugiej ręce, a ponieważ zmarł przed jedenastym małżeństwem, moja ciotka zdjęła obrączkę z jego martwego palca, a rodowa pamiątka słusznie została mi przekazana. 

Gdybym ją przetopił, to przynajmniej złoto zostałoby w rodzinie, a ja ją posiałem w jakimś pociągu. Przez długi czas nie odważyłem się powiedzieć rodzinie, co się stało. Dopóki nie zapytali mnie, dlaczego jej nie noszę. Wtedy zacząłem kłamać, co mężczyźni w mojej rodzinie robią nawet jeśli nie zgubili obrączki.

Ale przyznanie się do prawdy jest zawsze bardziej ryzykowne niż to, że nie uwierzą w kłamstwo. 

Życie toczy się jak upuszczona obrączka. Kiedy się nad tym zastanowić, wiele osób przelatuje przez nie jak zaobrączkowane bociany. Niektórzy patrzą na obrączki jak na kajdanki. Inni trzymają je w jakiejś szufladzie, której praktycznie nikt nie otwiera, bo są w niej inne drogocenne rzeczy rodzinne. Dopóki nie zwrócą na nią uwagi dzieci. Słyszałem, jak kobiety mówiły, że obrączka przeszkadza im w zmywaniu naczyń. Słyszałem, jak mężczyźni mówili, że kiedy się pobrali, ich palec był cieńszy, jakby nabrzmiał od szczęścia rodzinnego. Ludzie wygadują niestworzone rzeczy i człapią przez życie, ale złoto po prostu milczy. Zarówno na palcu, jak i w szufladzie.

Minęły dziesięciolecia, kiedy przypadkiem wylądowałem w jakimś pociągu nad morze. Od lat nie wysiadałem z samochodu, a ponieważ samochody starzeją się szybciej niż ludzie, musiałem jechać do miasta portowego, aby odebrać następny samochód, należycie opłacony w Banku Sofijskim.

Kiedyś, gdy pociąg był nieodłączną częścią mojego studenckiego życia, opowieści i żarty czyniły długą drogę bardziej znośną. Lata spędzone w samochodzie sprawiają, że stajesz się mniej rozmowny, jakby wymiana słów kradła ci wolność, którą obdarza cię kierownica i pedał gazu.

Nie miałem zamiaru rozmawiać. Znalazłem pusty przedział i przygotowałem się na dziesięć godzin nudy i półsnu. Kiedy zacząłem myśleć, że nie ma szczególnej różnicy między jednym a drugim, do przedziału wszedł starszy mężczyzna. 

​Usiadł naprzeciwko. Był tęgawy, promieniał gotowością do śmiechów bez powodu, lekko dotknięty przez życie, naturalnie nie uświadamiając sobie tego. 

Przygotowałem się panicznie na to, że coś do mnie powie, ale wypatrywał się w okno bez słowa. Potem wbił wzrok przez drzwi na okna po drugiej stronie. Po obu stronach rozpływał się wyblakły, żółty krajobraz.

Przymknąłem oczy i przez ukrywające się szpary do moich źrenic trafiło coś, co po prostu mnie zamurowało. Na palcu jego prawej ręki był moja rodowa obrączka. To była dokładnie ta obrączka. Pomimo węglowej warstwy lat i mętności zmęczonej pamięci, nigdy bym jej nie pomylił. Otworzyłem oczy i wpatrywałem się intensywnie – dwie litery, które były moimi inicjałami, ponieważ nosiłem imię po moim dziadku, niezmienne prawo mężczyzn w rodzinie odkąd nasze nazwisko stało się niezmienne w czasie.

Mężczyzna uchwycił mój wzrok, ponieważ nie mogłem oderwać oczu od obrączki, szeroko się uśmiechnął i powiedział: 

– Podoba się Panu obrączka? Jest bardzo ładna. Podoba się Panu?

– Podoba mi się odpowiedziałem cicho.

– Nigdy jej nie zdejmuję. Ciągle ją mam kontynuował. Wie Pan, noszę ją prawie całe życie, a jest moja przez przypadek. To najlepszy prezent, jaki mnie spotkał. 

A ponieważ milczałem, szykował się, żeby opowiedzieć mi wszystko. Nie tylko planety i ludzie krążą po orbicie.

– Moja żona była przez trzydzieści lat sprzątaczką na kolei. Pewnego dnia, niedługo po ślubie, przyniosła tę obrączkę. Znalazła ją w pociągu. Byliśmy bardzo biedni. Nie pamiętam swojego ojca. Ona była sierotą, nie mieliśmy nikogo, kto mógłby nam zostawić coś takiego po sobie... Drogi pierścionek nie był dla nas, ale ona dała mi go z taką radością i powiedziała, że to na szczęście, więc włożyłem go na swój palec... i tak jest na nim do dziś. Naprawdę przyniósł nam szczęście. Całe życie żyliśmy bez kłótni... Ale ona odeszła, odeszła wcześnie... Teraz mam tylko obrączkę. Byliśmy biedni do końca, ale moje serce jest pocieszone, kiedy na nią popatrzę...

Nie wiedziałem, co czuję w tamtym momencie. Smutek czy radość, nieświadomość zagadek życia, które dostarcza nam szczęścia i bólu, gdy chce i odbiera nam wszystko, jeśli zdecyduje, że jest potrzebne komuś innemu.

Boże, dobrze, że nie przetopiłem obrączki. Przetopione złoto nie przynosi szczęścia. Wygląda jak żółta rtęć, gdy jest gorące, a następnie formuje się nowy, nieznany i odległy wszystkim kształt, aż do momentu, gdy ktoś masą pieniędzy umieści je w czyjejś dłoni.

Moja obrączka rodowa przyniosła tyle radości.

Przymknąłem oczy. W końcu ją znalazłem. Jakbyśmy się rodzili pod siedzeniem w ogromnym pociągu, gdzie człowiek musi czołgać się przez całe życie, aby odnaleźć to, czego szuka.

Wreszcie znalazłem obrączkę. Ale nie chciałem, żeby do mnie wróciła. 

Wypełniła swoje przeznaczenie. 

Korekta: Angelika Kosieradzka


Tłumaczenie Katarzyny Szybisty utrzymało I nagrodę w międzynarodowym konkursie translatorskim „Transformacje 2023”, organizowanym przez Uniwersytet Wielkotyrnowski w Bułgarii (kategoria tłumaczenia prozy z języka bułgarskiego na język polski).

Bojan Biołczew (ur. 1942 w Sofii) – bułgarski pisarz, polonista, scenarzysta; w latach 1999–2007 rektor Uniwersytetu Sofijskiego.


Katarzyna Szybisty

Absolwentka socjologii na Uniwersytecie Warszawskim i bałkanistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Obecnie studiuje bułgarystykę na V roku w Instytucie Slawistyki Zachodniej i Południowej Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zainteresowania obejmują takie tematy, jak współczesna i cyfrowa kultura bułgarska, a także tłumaczenia.

Previous
Previous

LETNI DZIEŃ

Next
Next

RKO u slawistów | Jak reanimować kierunek z nagłym zatrzymaniem krążenia