Niebieski młodzieniec
Tego dnia na ciche podwórze wszedł pewien młodzieniec. Miał na sobie szerokie, błękitne spodnie i kapelusz z piórkiem.
Żyję tutaj od bardzo dawna. Wszyscy bywalcy podwórza są już mi znani. Są to ludzie milczący. Goście nigdy ich nie odwiedzają.
Ja zawsze jestem sam. W moim pokoju znajduje się jedynie zegar i lustro – i jeszcze parę bibelotów. W nocy trzeszczy przestarzały kredens, a portrety oglądają się milcząco ze swoich zabytkowych, już wyblakłych ramek. – Dzisiaj będzie padać – powiedziała stara gospodyni i usiadła obok okna na małym krzesełku… Ściemnia się. Liście spadają z drzew.
…Czy nie lubicie, jak jest zupełnie cicho, kiedy w pokoju jest półmrok i postarzały zegar wybije swoje ostatnie godziny?...
Kot spał pod strzechą i kiedy młodzieniec załopotał swoimi niebieskimi spodniami po podwórzu, kot zerknął z ciekawości, pomyślał coś i później udawał, że drzemie. Młodzieniec jednak nie zwrócił na niego uwagi.
– To się nazywa młodzieniec – powiedziała stara gospodyni siedząca na krześle i się rozmarzyła – Jaki kapelusz!
Młodzieniec szedł zamyślony, cicho coś podśpiewywał i się uśmiechał. Wtedy nie wiedziałem, że będzie mieszkał na naszym małym, pustym i milczącym podwórzu.
***
Na początku młodzieniec nie wychodził ze swojego pokoju i często spoglądałem na jego nieruchomą, przezroczystą twarz zza okna, z naprzeciwka.
…Kiedy słońce zachodziło, jego twarz stawała się złota i oddalała się.
Tego wieczoru wrona wylądowała na moim starym oknie i słyszałem daleki szelest jej skrzydeł...
Przecież wrona wymachuje swoimi wielkimi, ciemnymi skrzydłami bezszelestnie nad pożółkłym, starym podwórzem?...
Młody i nieznajomy panie, czy naprawdę pańska twarz staje się złota pod wieczór, kiedy zachodzi słońce? – Na pewno pańskie włosy są wtedy niebieskie, młody, nieznajomy panie. A być może one są srebrzyste. Srebrzyste – czyż nie?
… I widziałem, jak o północy gwiazda delikatnie oświetlała stare drzewo na podwórzu… i jak niebieski młodzieniec zatrzymał się pod moim oknem… i potem cicho machnął ręką i uśmiechnął się do mnie…
Być może śni mi się równina. I mam błękitne spodnie… właściwie to czy nie mam też kapelusza z piórkiem?... Oto jadę na małym rowerze. – W błękitnych spodniach… i młodzieniec, – tak... on również jedzie na bardzo małym rowerze po długich drogach równiny.
Być może śnię o równinie, być może słyszę czyjeś słowa – z daleka…
Niebieski młodzieniec mówi dzisiejszej nocy.
***
Po drugiej stronie naszego podwórza są ulice i domy, a jeszcze dalej – miasta i inne ulice, inne domy, i dworce, i koleje.
Świat jest poza naszym małym podwórzem, gdzie wieczorem nad pociemniałą strzechą horyzontu pojawiają się chmury.
– Będzie padać. Daleko, daleko – Słyszę dźwięk spadających kropli – mówi komuś stara gospodyni i się oddala…
Tak naprawdę stara gospodyni śpi w kącie mrocznego pokoju, obok lustra, śpi cichutko i nie mówi nic…
Oczywiście, że to prawda, dosłyszałem ten daleki dźwięk spadających kropel. Kiedy niebieski młodzieniec wyszedł bezszelestnie na podwórze i zadziwiony oglądał chmury…
Tego wieczoru było całkiem cicho i było coraz ciemniej. Tylko kot cały się świecił – srebrzysty, duży, z puchatymi nóżkami… I widziałem jak niebieski młodzieniec wziął go na ręce, delikatnie objął i pocałował…
Młodzieniec był niebieski – tak. Mówił do drzew długo – i dotykał ich rękoma, i już całe podwórze stawało się złote – i gwiazdy mieniły się niczym duże, jaskrawe kamienie na delikatnym aksamicie okien…
Ja znów byłem w środku – i uśmiechałem się bezmyślnie… – i było mi tak ciężko, że jestem sam. I pamiętam – później zacząłem płakać cicho, całkiem, cicho, ale na podwórzu nikogo już nie było.
***
To niemożliwe – tak nie było – czy wam powiedzieć?... Niebieski młodzieniec sobie poszedł.
Ja go widziałem we śnie – widziałem o północy piorun, który przebił równinę, i niebieski młodzieniec, on runął ciężko, w dół, nagle…
Wtedy wyskoczyłem i szedłem przez podwórze – sam – i wiatr dudnił o blachę dachu.
Być może nigdy nie było niebieskiego młodzieńca na naszym małym podwórzu. Przecież jego pokój o poranku był pusty, nie było nawet lustra – jedynie zakurzone krzesło i pleśń na wilgotnych ścianach?...
…Na naszym podwórzu nie ma nikogo. Nie ma też samego podwórza… Boże, czy pójść do starej gospodyni, czy pójść do niej zupełnie cicho, czy powiedzieć:
– Czy pamięta pani, że kiedyś tutaj przybył pewien młodzieniec… Niebieski młodzieniec przyszedł, tu, nie pamięta pani?
***
Mieszkańcy naszego podwórza jednak są biedni. Wstają bardzo wcześnie rano, idą gdzieś, później wracają po zmroku, sami, jeden po drugim, zmęczeni swoimi dniami. Żaden z nich nie widział niebieskiego młodzieńca… Czy rzeczywiście złota twarz w oknie po zachodzie była czymś więcej niż urojeniem i szaleństwem?
Mieszkańcy naszego podwórza są biedni – tak. Monotonna rzeczywistość, naprawdę ciężka – niestety! – i obca urokowi dziwnego, niebieskiego młodzieńca… Ale czemu oni mówią, że ten cały niebieski młodzieniec jest jednym śmiesznym wymysłem?
Tylko stara gospodyni spogląda na mnie ze współczuciem, kiedy stoję całkiem sam przy oknie i czekam na kogoś.
Być może pamięta niebieskiego młodzieńca? Przecież siedziała cały czas przy starym oknie i rozmawiała z zegarem i deszczem? Być może, zapatrzona w zachód, widziała, jak oddala się twarz niebieskiego młodzieńca…
Młody i nieznajomy panie, pan przyszedł do mnie, pod moje stare okno tylko raz i machnął cicho ręką, i uśmiechnął do mnie. Pan był tak dobry, żeby uśmiechnąć się o zmroku, młody i nieznajomy panie… Nie pamięta pan, że kiedy pan wszedł na podwórze, nasz kot obrócił się do pana plecami i że pan nosił szerokie, błękitne spodnie i kapelusz z piórkiem?...
Ach, raczej nikt nie lubi jak jest cicho, jak jest naprawdę cicho – kiedy w pokoju jest mrocznie i postarzały zegar wystukuje swoje ostatnie godziny?...
… Wieczorem wydaje mi się, że stary zegar umiera – i drzewa już nie żyją – i wszystko staje się ciemne, bezduszne, martwe – na zawsze.
Korekta: Marta Piasecka
Aleksandyr Wutimski – a właściwie Aleksandyr Kocew Wutow. ur 30 VII 1919 r. w Swoge. Bułgarski poeta i eseista, który był związany z bułgarskim kręgiem poetów lat 40. oraz w czasie drugiej wojny światowej współpracował z czasopismem Złotyróg (Златорог). Od 1938 r. studiował filologię klasyczną, jednakże z powodu tuberkulozy musiał porzucić studia i z powodu powikłań umarł w 1943 r.
Mateusz Chmieliński
Absolwent Państwowego Liceum Plastycznego im. Erica Mendelsohna w Olsztynie w zakresie ceramiki, a obecnie student bułgarystyki oraz rumunistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Prywatnie zajmuje się rysunkiem, tłumaczeniem artystycznym oraz językowym obszarem Bałkanów.