Kapelusz profesora Krausa
Fazkowi
Jesienny podmuch wirując omiótł pasaż ciepłego, gorycyjskiego(1) miasteczka, zabierając ze sobą bukiet jesiennych liści. Profesor Kraus odruchowo sięgnął do odziedziczonego po ojcu kapelusza i nacisnął go na czoło. Było wpół do ósmej, spieszyło mu się do szkoły.
Jak za każdym razem woźny pozdrowił go po wojskowemu, dotykając czapkę złożonymi palcami wskazującym i środkowym, nieco się przy tym prężąc. I za każdym razem profesor Kraus przychodząc unosił kapelusz, nieznacznie się kłaniał i spieszył do klasy.
Tym razem profesor Kraus przygotował wykład o złu, ze szczególnym uwzględnieniem twierdzenia, że zło rodzi nowe zło i próbował połączyć je z prowokacyjną tezą, że także to, o czym jesteśmy przekonani, że jest dobrem, i przy czym obstajemy, w rzeczywistości może być złem, które później powielamy w najlepszej wierze. Podczas zastanawiania się nad wykładem, przyszła mu do głowy myśl, która mu już jakiś czas nie dawała spokoju: profesor Kraus podejrzewał, że uczniowie skrycie podśmiechują się z jego ulubionego wyróżnika. To go trochę złościło, ale nie przywiązywałby do tego większej wagi, gdyby nie odnosił podobnego wrażenia w pokoju nauczycielskim. Iż jest obiektem kpin, zaczął podejrzewać, gdy jego dwie chude koleżanki chichotały między sobą, a gdy podszedł, szybko rozstąpiły się na boki. Także podczas rady pedagogicznej miał wrażenie, że nauczyciele matematyki i WF-u złośliwie mamroczą kąśliwe uwagi pod adresem jego nakrycia głowy, spoglądając w jego stronę.
Tamtego jesiennego dnia, wracając do domu, profesor Kraus zatrzymał się w kawiarni Stella naprzeciwko katedry i zamówił grog, gdyż jesienny wiatr mocno go przechłodził. Nigdzie mu się nie spieszyło, w domu nikt na niego nie czekał, nigdy nie miał szczęścia, by poznać dziewczynę swoich marzeń, swoją drugą połówkę, jak to się mówi. Mieszkał w skromnym, wynajmowanym pokoju u starszej pani Teresy, która mu gotowała, prasowała i prała. Zapatrzył się w fasadę kościoła świętego Andrzeja i obserwował taniec opadłego liścia na asfalcie. Do kawiarni wszedł niedołężny kloszard, którego znali wszyscy w mieście, i szedł, żebrząc, od gościa do gościa. Zatrzymał się także przy profesorze Krausie, wyciągnął dłoń i powiedział: „Dajcie trochę drobnych na materiał na nowy kapelusz”. Profesor Kraus osłupiał ze zdumienia. Biedak jego odrętwienie odebrał jako irytację i bez słów podszedł do kolejnego pijącego. Gdy zebrał dość datków, wrócił do baru, wysypał na niego drobne i zamówił kieliszek czerwonego wina. Nieufny profesor Kraus obserwował go zza stołu przy oknie. Czy to „Dajcie mi trochę drobnych na materiał na nowy kapelusz” znaczy, że chce pieniądze na żebraczy kapelusz, czy tylko się nabijał z jego kapelusza? Niepokój próbował odegnać, czytając kawiarnianą gazetę. Równo po pół godzinie zawołał kelnera, zapłacił i skierował się do wieszaka. Założył płaszcz i gdy chciał sięgnąć po kapelusz, trafił w próżnię.
Pięćdziesiąt lat przed tym zdarzeniem w tym samym mieście jako pierworodny kapelusznikowi Toniemu Tumie i Józefinie Merc rodzi się Mihael Tuma. Gdy kończy szkołę, ojciec wprowadza go w zawód. Toni Tuma umiera dwadzieścia pięć lat po narodzinach syna i Mihael przejmuje jego zakład.
To, że profesor Kraus wrócił bez kapelusza, pani Teresa zauważyła, gdy tylko przestąpił próg, a gdy następnego dnia przyszedł do szkoły, oszołomiony woźny przywitał go palcami podniesionymi tylko do połowy drogi ku swojej czapce. Profesor Kraus wszedł do pokoju nauczycielskiego, koledzy na chwilę zamilkli, popatrzyli na niego spod brwi i gadali dalej. Wszedł do klasy, a wśród uczniów zapadła grobowa cisza.
Mając dwadzieścia siedem lat Mihael Tuma poślubia piękną Katarinę Lazar, znaną z tego, że umie korzystać z życia i z jej licznych zalotników. Rodzą się im córka i syn. Szczęśliwa rodzina mieszka niedaleko centrum miasta, nad zakładem kapeluszniczym.
W tygodniach, które nastąpiły po zaginięciu kapelusza, profesor Kraus dostrzegł więcej zmian: woźny już nie pozdrawia go tak teatralnie, lecz lekkim ukłonem, koledzy stali się bardziej otwarci, tu i tam ktoś podejdzie do niego i szepnie mu ciepłe słowo, w pewnym momencie wydało mu się nawet, że nauczycielka geografii ogląda się za nim, uczniowie są teraz bardziej zdyscyplinowani i nie trzeba ich uspokajać. Czy to możliwe, pomyślał z przerażeniem profesor Kraus, że to wszystko zasługa zaginięcia kapelusza?
Szczęśliwa rodzina kapelusznika Mihaela Tumy, która mieszka nad zakładem kapeluszniczym niedaleko centrum miasta, jest szczęśliwa aż do feralnego dnia 25 kwietnia 1929 roku. Trzy tygodnie wcześniej do zakładu kapeluszniczego wchodzi pan Dominik Franko, notariusz, i kładzie na ladzie wielkie pudło na kapelusze.
Gołogłowy profesor Klaus z czasem przyzwyczaił się do jesiennego wiatru, który gwiżdże mu dookoła uszu i smaga po łysinie. Przemarznięcie było niczym w porównaniu z tym, co dostał w zamian: coraz większe powodzenie i popularność, a niedawno nawet koledzy gromko się zaśmiali z jego dowcipu. Uczynił też wielki krok – nauczycielkę geografii zaprosił na herbatę do kawiarni Stella i nie został odrzucony.
Dominik Franko, notariusz, sięga ręką do pudła na kapelusze i wyciąga z niego za uszy szarego królika. „Chciałbym” mówi Mihaelowi Tumie, „żebyście mi za trzy tygodnie zrobili kapelusz, w którym będzie także jego podszerstek. Podarował mi go bogaty chłop, któremu wyświadczyłem przysługę, i zapewnił mnie, że przynosi szczęście, gdyż pobłogosławił go proboszcz miejscowej parafii. A mięso mi oddajcie, kryzys jest”. Mihael Tuma całą noc nie śpi, ma niejasne przeczucie, że nietypowe zamówienie przyniesie mu nieszczęście. W życiu jeszcze nie zabił zwierzęcia, chociaż czytał, jak je zarzynać, żeby nie uszkodzić skóry. Następnego dnia już z samego rana jest na dworze, gdzie według wszelkich prawideł zabija i skóruje królika. Mięso wkłada do domowej chłodni i idzie do garbarza. Futro jest na szczęście zachlapane krwią tylko na jednym końcu. Za siedemnaście dni wraca po filc i dwudziestego piątego kwietnia rano kapelusz jest zrobiony. Trochę przed jedenastą w południe tego dnia Mihael Tuma zakłada marynarkę, do piersi przypina odznakę podobną do rózg liktorskich i udaje się na wiec na głównym placu.
Nieszczęsnego dwudziestego piątego kwietnia Katarina Tuma, z domu Lazar, otwiera chłodnię i na dnie zauważa tuszkę króliczą. Zadowolona, w przekonaniu, że Mihaelowi mimo gospodarczego kryzysu jakoś udało się zdobyć mięso, którego już bardzo długo nie jedli, przyrządza królika i wkłada go do piekarnika. Gdy tylko jest upieczony, syn i córka wracają ze szkoły. Ponieważ ojca nie ma ani w domu, ani w warsztacie, Katarina Tuma i dzieci sami zjadają królika.
Pod wieczór tego samego dnia do warsztatu wraca Dominik Franko, notariusz. Mihael Tuma pokazuje mu kapelusz, a zadowolony klient go mierzy. Płaci i prosi jeszcze o mięso. Mihael Tuma przeprasza na chwilę, idzie do mieszkania nad warsztatem i dowiaduje się o nieodwracalnej pomyłce. Dominik Franko, notariusz, przeklina Mihaela Tumę, kapelusznika i jego rodzinę.
Wiosną profesor Kraus oświadczył się nauczycielce geografii i także tym razem nie został odrzucony. Wzięli ślub w dniu, gdy wiosna przechodzi w lato. Panna młoda była w kremowej sukni z welonem, a pan młody na ciemnoniebiesko pod muchą. W ostatniej chwili rozmyślił się i na głowę nie założył cylindra w takim samym kolorze, kupionego specjalnie na tę okazję. Do kapeluszy się jakoś przyzwyczaił, ale cylindry kojarzyły mu się raczej z iluzjonistami wyciągającymi z nich króliki.
W kolejnych miesiącach, rodzinę Tuma spotyka potrójna tragedia: dwa dni po feralnym obiedzie z powodu zatrucia umiera syn Mihaela i Katariny, a pięć dni po pamiętnym posiłku jeszcze córka. Szóstego dnia Katarina Tuma, z domu Lazar, rzuca się z dachu domu i wykrwawia na chodniku przed warsztatem kapelusznika.
Wdowiec coraz bardziej zaniedbuje swój zakład, sprzedaje lokal za garść lirów i idzie między bezdomnych. Dokładnie trzydzieści lat później Mihael Tuma, włóczęga, wchodzi do kawiarni Stella. Gdy podchodzi do łysego mężczyzny, prosi go o „trochę drobnych na materiał na nowy kapelusz”, ale bez powodzenia. Gdy zbiera dość datków wraca do baru, wysypuje na niego drobne i zamawia kieliszek czerwonego wina. Gdy w spokoju wypija i chce wyjść, zauważa na wieszaku kapelusz winny jego nieszczęścia. Bez słów bierze go i idzie pod most, gdzie nocuje w kartonowym legowisku. Dopiero teraz chce dać upust i zdeptać przeklęte nakrycie głowy. Jak tysiąc razy wcześniej, znów wypomina sobie, że tamtego dwudziestego piątego kwietnia poszedł na faszystowski wiec. Ale rozum wiekowego kloszarda przezwyciężą słabość jego ciała i Mihael Tuma, żebrak, który oprócz jednego razu u zakonnic już kilka tygodni nic porządnego nie jadł, odnosi szary króliczy kapelusz do miejskiego lombardu.
Na dziesiątą rocznicę ślubu nauczycielka geografii, po mężu Kraus, udaje się z córką do miasta po prezent dla męża z okazji okrągłego jubileuszu. Droga prowadzi je obok witryny, na której jest wystawiony dokładnie taki kapelusz, o jakim jej mówił mąż, gdy był jeszcze jej narzeczonym. Pięć minut później kobieta idzie do domu, jedną ręką prowadząc córkę, a w drugiej niosąc kapelusz. W domowej kuchni czeka na nią wiadomość: „Jestem na zebraniu. Zaprosili mnie do misowców(2). Może się zapiszę. Całuję was obie, A.”
Autobus, którym pani Kraus i jej córka dziewięć miesięcy po wstąpieniu profesora Krausa do Ruchu Społecznego wracają z wizyty u krewnych, spada z urwiska. Ginie wszystkich dziewięciu pasażerów, kierowca zostaje tylko ranny. Profesor Kraus dowiaduje się o tragicznej informacji na głównym dworcu w Goricy. Zdejmuje kapelusz, siada na ławce i zakrywa twarz dłońmi. Przeszło trzy godziny, rozpaczając, idzie do domu. Kapelusz, którego zapomniał, zabiera bagażowy i sprzedaje go w miejskim lombardzie.
Dwa miesiące później kupuje go Giovanni Longo, handlowiec, który ma na sumieniu zlecenie zabójstwa swojego wspólnika, gdyż ten oszukał go przy podziale pieniędzy. Piętnastego lutego następnego roku umiera zadźgany w hotelu Eden. Jego siostra podaruje kapelusz Pietrowi Ambrosio, siostrzeńcowi w trzecim stopniu pokrewieństwa w linii bocznej. Pietro Ambrosio, który założy kapelusz tylko raz na przyjęciu towarzyskim, umrze w równonoc jesienną roku 1971 jako członek Czerwonych Brygad podczas zamachu na bolońskiego polityka. Jego brat sprzeda kapelusz na pchlim targu skinheadowi z Triestu Markowi Rocce, który dwa miesiące później spali lombard słoweńskiego właściciela w Gorycji. Rocca podczas popełniania przestępstwa skrywa się pod szarym kapeluszem i gubi go podczas ucieczki na miejscu zbrodni…
Korekta: Marta Piasecka
Konsultacja: Jasmina Šuler-Galos
(1) Gorycja - prowincja na granicy Słowenii i Włoch.
(2) MSI - Włoski Ruch Społeczny lub Włoski Ruch Socjalny (wł. Movimento Sociale Italiano) – włoska prawicowa postfaszystowska partia polityczna, działająca w latach 1946–1995, pierwotnie neofaszystowska, stopniowo ewoluująca w kierunku narodowym i konserwatywnym.
Veronika Simoniti - słoweńska pisarka, tłumaczka, romanistka. Urodzona w 1967 roku w Lublanie. Jej debiut literacki Metuljev zaliv zdobył pierwszą nagrodę w konkursie słoweńskiego czasopisma „Literatura” w 2001 roku. Jest autorką m.in. powieści Ivana pred morjem, za którą otrzymała w 2020 roku najwyższą słoweńską nagrodę literacką Kresnik, oraz utworów Kameno seme i Hudičev jezik.
Utwór Kapelusz profesora Krausa pochodzi z jej pierwszego zbioru opowiadań pt. Zasukane štorije (Dziwaczne opowieści), Wydawnictwo Literarno-umetniško društvo Literatura, 2005.